Ikea dość śmiało próbuje zbliżyć nas do najbliższego nam otoczenia. I ja to szanuję.
O relacjach z sąsiedzkimi wspólnotami pisałem niemal rok temu na MyNameIsAks.
Właśnie przedłużyliśmy umowę najmu na co najmniej kolejny rok. Ale w temacie znajomości otoczenia niewiele się zmieniło. Jest „ten kurier co mieszka nad nami i strzepuje szlugi na nasz balkon”, „to młode małżeństwo z trójką dzieci, które udaje że nas nie zna i których dzieciaki drą japę przez ścianę”, „ci na końcu, co mają kota i jedno z nich nie mówi po polsku”, „studenciaki z balkonu po drugiej stronie klatki” czy „sąsiadka od Kliforda” czyli znajomego psa z wybiegu. O samych sąsiadach nie wiem nic.
Zamykamy się w tych naszych enklawach, okopujemy się w anonimowości i zupełnie nie staramy się zbudować relacji. A chciałbym – tak dla przykładu – zagadać tego obcokrajowca od kota o skrzynkę z winylami, które ostatnio targał do domu. Tylko… zupełnie nie wiem jak zagadać. Bo chyba nawet bym go na ulicy nie poznał.
Nie wiem czy kampania społeczna Ikei cokolwiek zmieni. Ale przynajmniej próbują. I to właśnie szanuję.